Z racji wolnego czasu i działającej maszyny (dzięki Kasiu!), postanowiłam przypomnieć sobie jak to się kiedyś szyło. Wygrzebałam odłożone materiały, nitki i guziki. Potem już tylko sprawy organizacyjne (tu wielki ukłon w stronę
Marty) typu szablony, wycinanie, zszywanie... I powstał on, królik a raczej królica, którą z
Antkiem nazwaliśmy Laura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz